Kiedy pada nie ma mgły i jest ciepło. To główna zaleta deszczu w Galicji.
Z Mariz wyszliśmy bardzo wcześnie, tuż po 7 rano, tzn. w zupełnych ciemnościach. Szlak znajdowaliśmy dzięki latarce. Po chwili zaczął padać deszcz. Lekki, dość ciepły deszcz. Było ciemno, ale przyjemnie. Zdecydowanie lepiej szło się nam w tym deszczu niż we mgle, przez ostatnie kilka dni.
Deszcz padał nie dłużej niż godzinę. Potem wyszło słońce i już koło 10-11 zrobiło się wręcz upalnie.
W polskim przewodniku na stronie Camino de Santiago trasa jest opisana jako ciężka i prowadząca przez góry. Na to też się nastawiliśmy.
Po pierwsze. Jakie góry? Pagórki, owszem są pagórki. Niewielkie (!!!) pagórki. Po drugie trasa nawet nie prowadzi przez te "pagórzątka", tylko w większości drogą asfaltową przez małe wioski. Po trzecie. Owszem trasa jest męcząca, ponieważ idąc kilkanaście kilometrów drogą asfaltową można zwariować z nudów.
W efekcie przeszacowaliśmy czas potrzebny na przejście tego odcinka i dotarliśmy do Sobrado dos Monxes na 2 godziny przed otwarciem albergue. Dzisiaj śpimy w klasztorze, a mnisi otwierają dopiero o 16:30.
Klasztor, w którym jest albergue należy do zakonu cystersów. Jego początki sięgają X wieku, ale prawdziwy rozkwit zaczął się wraz z przybyciem cystersów w połowie XII wieku. Obecnie klasztor jest bardzo zaniedbany. Ściany od środka porastają mchy i paprocie.
Na camino zaczyna się robić tłoczeniej. Pojawili się nowi pielgrzymi, którzy chcą przejść tylko ostatnie 100 kilometrów do Santiago. Nowe twarze i nowe historie. Wzdłuż wybrzeża można było iść cały dzień i nie spotkało się nikogo. Teraz co chwilę mijamy innych pielgrzymów, lub oni mijają nas.
Camino przyciąga różnych ludzi i różne są sposoby na przemierzanie camino.
Niektórzy idą aż z Irun, już ponad 3 tygodnie. Inni zaczęli 2 dni temu i pójdą jeszcze tylko przez 3. Cześć przemierza całą drogę na piechotę, część idzie kilka, kilkanascie kilometrów, a resztę etapu przejeżdża stopem lub autobusem. Cześć idzie kilka etapów, potem kilka jedzie autobusem i znowu idzie.
Każdy idzie swoim camino na swój sposób, tak jak pozwala mu na to czas, zdrowie i siły. Żaden sposób nie jest lepszy, ani bardziej wartościowy. I to jest w tym wszystkim najlepsze. To po prostu moje camino.
Z życia pielgrzyma
Najcenniejszą rzeczą jaką ma pielgrzym jest jego credencial, czyli paszport pielgrzyma. Stempluje swój credencial w każdym albergue. To jedyny dowód, że pielgrzym odbył swoją wędrówkę i jedyny sposób, żeby otrzymać swoją "kompostelkę" - poświadczenie odbycia pielgrzymki wydane przez Katedrę Santiago de Compostela. Im bliżej Santiago, tym cenniejszy staje się credencial, bo tylko przejście ostatnich 100 kilometrów uprawnia do otrzymania "kompostelki".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz