Dzisiejszy dzień to był dzień relaksu.
16 km z Cadavedo do Luarca to prawdziwy spacerek. Po ostatnich 2 dniach - niemal pobyt w SPA.
Droga była łatwa, ciekawa i niemal w całości przebiega w lesie. Szło się co prawda przez pewien czas przy autostradzie, przechodziło przez małe wioski, ale generalnie las, las i las. Jeśli dodać do tego brak jakichkolwiek niespodzianek, był to idealny dzień na relaks i zebranie sił przed jutrzejszym wyzwaniem.
Po drodze na camino co chwilę na drzewach, slupach lub murach pojawiają się reklamy noclegów. I kazdy w wyjątkowej cenie.
Do Luarca dotarliśmy ok. 14 po 5 godzinach drogi. Zatrzymaliśmy się w nowym, otwartym w tym roku albergue. Warunki są bardzo dobre, a cena niezbyt wygórowana - 10 euro za osobę.
Wreszcie morze
Luarca to małe, ładne portowe miasto z mnóstwem restauracji i barów. Oraz z dwiema plażami. Woda zimna jak w Bałtyku, ale co to dla nas. Nic tak nie ukoi bolących nóg pokrytych pęcherzami jak lodowata słona woda.
Jutro czeka na nas 29 km do La Caridad. To nie będzie spacerek.
Od samego początku spotykamy się z niesamowitą życzliwością ludzi, których spotykamy po drodze. Ludzie pozdrawiają nas, życzą powodzenia i wytrwałości. W małej piekarni właściciel datl nam chleb na drogę, przy drodze ktoś wystawił kosz z jabłkami dla pielgrzymów. Kazdy stara się nam pomóc i wesprzeć.
To dziwne uczucie. W codziennym życiu jest między ludźmi wiele niechęci, często wręcz wrogości. Jeśli jeszcze dodać do tego dość typową w Polsce nieufność wobec innych, to co nas tutaj spotyka musi wywołać wstrząs. I tak właśnie jest. Wierzyć się nie chce, ale tutaj wystarczy poprosić o pomoc, aby ją otrzymać. Często nawet nie trzeba prosić, wystarczy wyglądać na zagubionego - dla pielgrzyma żadna sztuka.
Wieczorem wielka kolacja i mooorze wina, ponieważ jak głosił napis na jednym z domów, który mijaliśmy : "Wino rozwesela oczy, czyści zęby i leczy brzuch". Tłumacząc na polski: "Pij wino, będziesz wielki".
Z życia pielgrzyma:
Pielgrzym nigdy nie wnosi butów tam gdzie śpi. Łatwo się domyślić dlaczego.
Dzisiaj więcej zdjęć, bo jest WiFi. Hurrra.