Alea iacta est! Kości zostały rzucone!
Wyruszyliśmy. I nie ma odwrotu.
Początkowo droga (mniej więcej do La Miranda) jest bardzo piękna. Co prawda szlak prowadził nas drogami aswaltowymi (udręka dla nóg), ale za to co za widoki.
Za plecami mieliśmy majestatyczne góry nad Oviedo, a przed sobą pagórki z małymi wioskami i przysiółkami, łąkami, pastwiskami i lasami
Szlak doskonale oznaczony: co chwilę żółte strzałki i muszle.
Aż do pewnego momentu w lesie koło La Miranda. Ktoś uznał, w tym pełnym niepewności świecie odrobina chaosu więcej nie zaszkodzi i oznaczył na rostaju dróg właściwy kierunek na starej oponie samochodowej. Jakiś inny zwolennik entropii zawiesił ją na gałęzi. Poszliśmy więc tak jak wskazywała strzałka. Nietrudno się domyślić, że był to zły kierunek.
Po dłuższym błądzeniu po lesie doszliśmy wreszcie do głównej drogi AS17, ktora prowadzi do Aviles. Szliśmy nią ponad 12 km. Szlak dołączył do nas po ok. 40 minutach.
Wędrowanie wzdłuż takiej drogi to przede wszystkim ... nuda. Trudno to inaczej opisać. Nuda i frustracja.
Kiedy mijam tabliczki z oznaczeniem odległości do celu: 12, 11. 10 kilometrów, itd. zaczynam obracać te liczby w myślach na wszystkie strony. Im bliżej celu, im mniejsze, tym bardziej się na nich skupiam, tym więcej o nich myślę i tym bardziej jestem zmęczony.
Zmęczenie jest odwrotnie proporcjonalne do kwadratu odległości.
Na forum ktoś napisał, że droga z Oviedo do Aviles to nie 28 km ale 40 km. Ja i moje nogi calkowicie się z tym zgadzamy.
Najważniejsze jednak, że się udało. Dotarliśmy do albergue. W miarę czyste, duże z miłym gospodarzem. Nabyliśmy credencial i teraz czekamy na obiad.
A potem spać, spać, spać.