środa, 24 września 2014

Dzień 7 Ribadeo - Lourenza: "Jesteśmy w pół drogi"

"Jesteśmy w pół drogi. Droga mknie z nami dalej bez wytchnienia ...".

To niewiarygodne, ale jesteśmy już w połowie drogi do Santiago. Jeszcze 7 dni i dotrzemy do celu: przejdziemy przez Portyk Chwały w katedrze, obejmiemy wielką kolumnę, uściskamy Santiago i uderzymy głowami w rzeźbę przedstawiającą mistrza Mateusza, twórcę Portyku.

Póki co, zostało nam jeszcze do pokonania sporo kilometrów i jeszcze więcej naszych własnych ograniczeń.

Poranek w Ribadeo był mglisty i zimny. Chmury zapowiadały deszcz.  Wszystko mieliśmy wciąż mokre po przedwczorajszej ulewie, a tu kolejny deszcz?

Nie było jednak wyjścia,  trzeba było ruszać w drogę.

Na szczęście stopa powoli wraca do wielkości i kształtu jaki zapisany został w genach. Co prawda wciąż boli, ale zaczęła mnie również boleć druga stopa, więc już nie jest taka samotna. Obie mogą się wspierać.

Początkowo szło mi się źle, ale po 7 kilometrach mięśnie i stawy weszły w swój rytm - ruszyłem jak strzała.

W Vilela (7 km za Ribadeo), spotkaliśmy parę z Polski.  Spali w Ribadeo i właśnie tam wracali po 7 kilometrowym marszu, bo zostawili w hostelu dowody osobiste.  Do Lourrnza dotarli ponad 2 godziny po nas.

Za Vilela zaczęło się wypogadzać. Po wyjątkowo zimnym poranku, reszta dnia była niemal upalna.

Dzisiejsza droga była dość łatwa.  Co prawda do połowy nieustannie wchodzi się na wzniesienia i schodzi z nich, żeby wejść na następne (szczególnie jedno, przed Villamartin jest naprawdę strome i długie),  ale da się je pokonać.  Potem to już spacerek.

Do Lourenza dotarliśmy po 17. Schronisko zamknięte z powodu odrobaczona.  Uroczo.
Miejsce do spania dla pielgrzymów przygotowano w hali sportowej.  Z prysznicami, a jakże.  Tylko, że bez wody. 

Poszliśmy, wiec do hostelu.  Nie wiele różni się od schroniska, ale przynajmniej jest woda. Do tego ciepła

Lourenza to chyba najbardziej senne miasteczko, jakie widziałem.  Wszędzie pusto.  W restauracjach i barach siedzą tylko pielgrzymi.  Na ulicach nie ma ani ludzi, ani samochodów. Czy ktoś tutaj mieszka? Nawet dziewczyna, która obsługuje hostel,  w którym śpimy mieszka w Ribadeo.

Dzisiaj nie chciało mi się ruszać w drogę.  Bardziej niż w przypadku wcześniejszych dni. Nie przez zmęczenie.  Nie z powodu bólu.  Po prostu miałem juz dość.  Wciąż ta droga,  ciągła walka z samym sobą,  brud w schroniskach, ciągle "niedomycie" i "niedopranie". ci sami ludzi spotykani na drodze. Ale po dzisiejszym dniu to zniechęcenie zniknęło. Jestem zwarty u gotowy i już chyba wiem po co tu jestem.

Z życia pielgrzyma.

Pielgrzym na camino pożąda widoku muszli lub strzałki. Czegokolwiek,  co wskaże mu drogę.  Każde zagubienie to dodatkowe kilometry. Każdy nadprogramowy kilometr grozi załamaniem nerwowym.

W Galicji (przynajmniej na razie) oznakowanie jest bardzo dobre i precyzyjne.  Trzeba jednak pamiętać, że muszla tutaj wskazuje kierunek odwrotnie,  niż w Asturii.

W Asturii kierunek szlaku wskazuje podstawa muszli (miejsce, w którym muszle łączą się dając swemu właścicielowi schronienie i złudne poczucie bezpieczeństwa).

W Galicji kierunek szlaku wskazują rozchodzą się promienie. Dlaczego taka zmiana? Rzecz to jest niepojęta.